Kebabowi Kowboje przedstawiają: Mezopotamia Kebab




lokalizacja: Pogodno ul. Gen. Berlinga 1

Godziny otwarcia: pon. - sob.: od 10 do 22, niedz.: od 10 do 20

Degustowali: Kebabowi Kowboje w pełnym składzie

"Kebabowy Kowboj jest wcieleniem wszelkich maskulinistycznych stereotypów, a relacje z wypraw The Kebab Pimps opowiadają wciąż tę samą historię nieustannej wędrówki mężczyzn w poszukiwaniu mięsa męstwa,  i męskości. Lachmajun, alkohol i frytki są obowiązującymi akcesoriami tej historii, a kobiety grają w niej role drugorzędne. (. . . ) Kebabowy Kowboj przelotnym spojrzeniem ukazuje pokusę, żal - krótko mówiąc: daje do zrozumienia, że jednak ma serce..."

 Posłuchajcie więc naszej historii. Pewnego razu na dzikim zachodzie (który przez przypadek wyglądał jak Szczecin) trzech Mięsnych Szeryfów postanowiło opierdolić coś na ciepło..
Nero a.k.a. " Ostry Colt" puszcza pare z ust:

„Iiiiiiiihaaaaaaaaaaa wio koniku, dajesz na pełnej kurwie moja wierna szkapo!” – wzmocniony niesamowicie tanim pysznym szampanem wrzeszczałem na całe gardło jak opętany. „Zamknij się przygłupie, ludzi na ulicy straszysz” - Techno obrócił się w fotelu kierowcy i pokręcił z politowaniem głową. „No co, w robocie ysteśmy eeee Pjeeeemy??” – Reptail włączył się do dyskusji. „Chłopaki też czujecie tę kebabową gorączkę? Ja czuje się jak pieprzony Clint Eastwood  i zamierzam zaprowadzić porządek w tej zawszonej spelunie do której jedziemy!” – tego wieczoru było mi najwyraźniej gorzej,  albo zapomniałem wziąć leki w każdym bądź razie czułem przepotężną fazę na Dziki Kebab Zachód. „Kretyn” – warknął pod nosem Techno i wcisnął pedał gazu do samej podłogi  czym porządnie wystraszył przechodzącą mimo dziewczynę. Nasz dyliżans rycząc niczym zarzynany bawół zaczął gwałtownie przyspieszać.  Nie wiem czy kowboje umieli tak jeździć na koniach, ale stawiam że raczej nie.  „Zaaaaabiłem byka, ach cóż to był zaa byk” –zaczął nucić Techno  biorąc kolejny zakręt z zaangażowaniem godnym zatwardziałego samobójcy. „Krew z niego sikaaa siku siku siik” piosenkę zakończył odgłos zaciąganego hamulca ręcznego. Po tej krótkiej aczkolwiek znacznie podnoszącej poziom adrenaliny przejażdżce trzech kebabowych szeryfów stanęło przed drzwiami tureckiego salonu. W środku całkiem klawo, abla abla abla napierdala z telewizora, na ścianach jakieś tureckie gobeliny, za ladą  turas z krwi i kości. Szybki skan menu ujawnił dość ciekawą opcję - kebab z serem (do wyboru feta albo żółty, koszt 8,90). Głodny byłem niemiłosiernie, więc patrzyłem turasowi na ręce czy aby na mięsku mnie nie przycina. Po otrzymaniu potrawy pierwsze pozytywne zaskoczenie- baranina na surówkach, turecka posypka, sosy dokładnie tam gdzie powinny. Nastepne kilka gryzów tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że to jedzenie było zajebiście smaczne. Do tego mięsa turas nawalił tyle, że było go więcej niż surówki! W takim razie duży kebab to musi się w Mezo składać z samego mięsa ;) Żółty ser świetnie się komponował z tym sytym daniem - tylko minimalnie gorszym od tego z Ali Baby. Dosłownie o małego słonia gorszy… Najadłem się w każdym bądź razie solidnie. Herbata dla stałych klientów jest, kibli brak ale nie można mieć wszystkiego.  Jeżeli o mnie chodzi Mezo Kebab jest w pytke."
Ps szampany „Michel” z biedronki są w pytkę
Ps2  tyłeczek Megan Fox jest w pytkę  (albo raczej na…;)

Ocena- 9/10
Serdecznie pozdrawiam, 
Nero

 Reptail a.k.a. "Szelki Zagłady" strzela ze swojej strzelby:

"Jakem kebabowy cowboy, dziś wieczór zaprowadzam porządek w tym mieście bezprawia. Dostaliśmy telegram iż poszukiwana banda znajduje się w lokalu "Mezo Kebab". Tam też, po spożyciu odpowiednich ilości trunku wzmacniającego odwagę i działanie ( Michel - wyrób gazowany wino podobny z Biedronki za 4.85), udaliśmy się sportowym dyliżansem powożonym przez wspaniałego, doskonałego woźnicę Techno. Gdy dotarliśmy na miejsce już dawno zapadła noc, gdyż ów saloon znajdował się na dalekich rubieżach miasta, tym samym lokal był kompletnie opustoszały przez lokalną gawiedź. W jego wnętrzu bez liku miejsca w stylu blisko-wschodnio-podobnemu. Szybkim okiem przebiegłem się po tych parszywych ryjach. Wśród znanych mord jak durum czy lachmajun, dostrzegłem kilka nowych jak kebab z żółtym serem. Już wiedziałem z kim stoczę nierówny pojedynek - lachmajun. Kiedy śniady barman doprowadzał go do porządku, usiadłem na ławce ubranej w miękkie poduszki w bliskowschodnie wzory, gdzie czas umilały ruchome obrazy z dalekiej krainy. Po niespełna trzech minutach skurwiel był gotowy, rozgrzany jak pustynny piasek w południe. Pewny siebie postanowiłem dać tłuściochowi szansę i nałożyłem mu bez liku prażonej cebuli .Błyskawicznie przenieśliśmy się na zewnątrz lokalu, gdzie wśród stolików rozpoczął się jeden z najkrwawszych i najcięższych pojedynków w moim parszywym życiu. Zdecydowanym ruchem szczęki odgryzłem porządny kęs wysokokalorycznego złoczyńcy, to był niesamowicie silny strzał - zewsząd moje zmysły smaku zostały zaatakowane gigantyczną dawką smaków i aromatów: na przywitanie zostałem zmasakrowany z karmelizowaną cebulą, świetnie przyprawioną baraniną otulającą bogatą smakowo surówkę a wszystko to polane niewielką, aczkolwiek silną, dawką sosu czosnkowego i zawinięte w gorącą pitę. Ten strzał prawie zwalił mnie z nóg a ręce zaczęły drżeć. Szybko się pozbierałem i zaatakowałem ponownie. Kolejne uderzenie już nie było tak silne, tłuściochowi skończyła się cebulka i sos, ale dalej wprawiał mnie w dezorientacje przenikającymi się smakami mięsiwa z bukietem warzyw na który składała biała i czerwona kapusta z pomidorem, a przede wszystkim świeża cebulka. Tak, w momencie gdy ją poczułem wpadłem w amok, regularnymi kęsami atakowałem parszywca, pozwalając aby kubki smakowe delektowały się wnętrznościami przeciwnika. Jednak pod koniec pojedynku byłem już tak wyczerpany, iż przez myśl mi przeszło "Nie dam rady". ale reputacja kebabożercy nie pozwoliła mi na popełnienie takiego dyshonoru, ostatnim gryzem zakończyłem żywot lachmajun. Już nie pamiętam kiedy się tak nawpierdalałem. Po dramatycznie ciężkiej wyczerpującej, acz zwycięskiej walce udaliśmy się w stronę najbliższego monopolowego."
Ocena: 9/10

pozdro,
Reptail


PS: Dziękówa dla Frankiego za natchnienie.
---------------------------------------------------------------------------------------
 Drodzy czytelnicy ponaglajcie Techno na wszelkie możliwe sposoby, ponieważ wydobycie z niego recenzji przypomina wmuszanie w anorektyczkę 4ro daniowego obiadu. Się człowiek nawpycha mu kebabowych faz do głowy a on i tak wszystko zwraca :P
Ps. Możecie korzystając z opcji dla anonimowego użydkownika komentować posty. Nie wymaga zakladania konta na google :)

5 komentarzy:

  1. Zgadzam się z Panami Redaktorami kebab w mezo jest na prawdę dobry, chyba najlepszy w mieście ( jak dla mnie). Co do samej recenzji na prawdę pełna emocji, uczuć itd. Po prostu świetna robota Panowie

    OdpowiedzUsuń
  2. a nie mówiłem Reptylion, że Mezo to ścierwo w pytę ... długo czekałem na tą recenzję :) Ludziska do Mezo marsz, jak nie to wpierdol :D

    OdpowiedzUsuń
  3. w mezo jest najlepiej. btw, tego wieczoru minęliśmy się w drzwiach do Mezo

    OdpowiedzUsuń
  4. Kebab w Mezo jest wpyciarski !! Tatoo zabrał mnie tam w niedzielę i nie żałuję :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. I przez Was piłam Michela dziś.... A na jutro do roboty zrobiłam dietetyczne domowe rollo ;)

    OdpowiedzUsuń