Dopaleni Kebabiarze prezentują : Pasztecik z Tajfunem

Splątanie losów Kebab Pimps i Jakiegoś Kolesia nastąpiło w sposób jednoznacznie spontaniczny. Krótka wymiana zdań i kilka łyków Mirindy z dopalaczem sprawiło, że  skolekcjonowaliśmy szczecińskiego pasztecika...


Degustowali: Wypalający Reptail, Dopalający Nero  i jakiś koleś
Adres: Wojska Polskiego 46, 70-475 Szczecin
Jakiś Koleś dostał u nas prace:
   "Byłem  w drodze z Szuflandii na kolejną hulanę, gdy przypadkowy kolo zagadnąl mnie o drobne  Nie wdając się w szczegóły- był to nikt inny jak legendarny  Nero a zawadiacki  uśmiech i  wysokokaloryczna mirinda trzymana w rękach  zapowiadały spore emocje. Będąc tylko odrobinę podekscytowanym debiutantem w ekipie
  
przedstawiony zostałem reszcie załogi i butelki, po czym ruszyliśmy w Szczecin. Bez poważniejszych zakłóceń przebiegła nasza trasa w poszukiwaniu nowej ofiary naszych kulinarnych uzewnętrznień. Mniej więcej w połowie drogi ku upojeniu dopadła nas myśl nie dająca spokoju. GDZIE DZIŚ? Okazało się, że wkroczyliśmy właśnie na nie spisaną jeszcze część planu. Kto wpadł na pomysł z pasztecikiem-nie pamiętam. Wydaje się, że to pierwszy z wielu figli, jakie tego dnia miały mi spłatać odmęty pamięci ("Techno był takim figlem, wiemy jak to jest" -redakcja) Kultywując hasło pracy u podstaw, zdecydowaliśmy się na najstarszy znany nam tego typu obiekt. Który też, zupełnie przypadkowo; był najbliżej nam położoną pasztecikarnią. W razie każdym- stanęło na kultowym już paszteciku na Wojska Polskiego. Fakt, że lokal działa od ponad czterdziestu lat, musi budzić pewien respekt. Ale to jeszcze nic w porównaniu do iście Barejowskiego klimatu, panującego wewnątrz jadłodajni. Nieco zaskoczony uprzejmością obydwu Pań 
dokonałem rutynowej czynności zdobycia paragonu(coraz bardziej zatapiając się w klimacie), i ruszyłem dzielnie po zdobycz. Zdobycz, którą trzymałem w tempie ekspresowym, zarówno tradycyjny barszczyk, jak i pasztecik, sztuka jedna. Muszę przyznać, że zaniepokoiło mnie to w tym samym stopniu, co uradowało. Mozaiki w tonacji akwamaryny oraz barowe siedzonka, zachęcały mnie do podjęcia uczty. Brakowało tylko małych plastikowych łańcuszków, przymocowanych do moich "sztućców". Apetytem, już nie kierowany, a sterowany, dziarsko zabrałem się za skromną porcję frykasów. Pierwszy kęs, niestety potwierdził moje obawy. Martwy pasztet był zdecydowanie zbyt chłodny. Co niektórzy, zwłaszcza amatorzy lokali Makkwakopodobnych, mogą zrzymać się na moją drobiazgowość w tej sprawie. No cóż
 Mój wykwintny gust zabrania przymknąć oko na tak istotną część pasztecika, jak jego temperatura. Żałowałem tego celsjuszowego niedociągnięcia, ponieważ smak i jakość samego pasztecika zaliczyłem do najlepszych, jakich dane było mi próbować. Szkoda. Barszczyk-choć idealnie ciepły, pozostawiał niestety co nieco do życzenia. Brakowało mi tej pikantnej wyrazistości, tego brunatnego ostrza smaku którym przecina podniebienia dobrze przyrządzony wywar. Nie wyróżnił się na tle innych barszczy i kolejny raz, niechętnie, muszę mu przyznać notę skromną. Ogólnie rzecz biorąc; miejsce z niepowtarzalną atmosferą lat dawno minionych. Z pewnością mus dla każdego wielbiciela naszego rdzennego szczecińskiego specyfiku. Z racji tego właśnie klimatu, miłej obsługi i nieszczególnie wygórowanych cen, śmiało mogę polecić to miejsce do wypróbowania. Być może będziecie mieli nieco więcej szczęścia cieplnego niż ja. Nasz powrót bogaty był w sytuacje, których nie mogę ujawnić gronu publicznemu.
Zapewniam, że wszystko przebiegło w wyjątkowo spokojnych wibracjach i żaden z uczestników wyprawy nie doznał trwałych obrażeń ciała ni ducha. Wręcz przeciwnie- nasze posiedzenie podsumowujące, samo w sobie okazało się znakomitym pokarmem dla duszy.
pozdrawiam
 
Nero dopala:
 "Dopaliłem szluga i mrugnąłem do Reptaila. Wspólnie wzięliśmy naszego nowego kumpla pod pachy, jako że najwyraźniej Mirinda Żołądkowa go przerosła . Cóż, co dla jednych jest zdrowe, dla innych niekoniecznie- właśnie zamierzałem to powiedzieć na głos, jednak nieogarniający kolega mnie ubiegł.  -Vivat denaturat! Pjemy kuwaaaaa, ee? -wybełkotał nie bez trudności. Cóz, w butelce rozgoryczeni szukają pocieszenia, tchórzliwi odwagi, nieśmiali- pewności. Dopiliśmy Mirindę i ruszyliśmy kolekcjonować krokieta.
Zapytacie, dlaczego nie kebab? Drodzy czytelnicy, oto powód.  40 urodziny pasztecika to niewątpliwie historyczne wydarzenie, a Kebab Pimps  dopalają  hołubią tradycję. Najstarszy lokal serwujący  słynne krokiety  po szczecińsku założono w 1969 roku. Teraz hit- do smażenia legendarnego specjału  korzystano z rosyjskiej maszyny z demobilu! Ów zdumiewający produkt radzieckiego przemysłu zbrojeniowego miał awaryjnie zapewniać wyżywienie żołnierzom. Tak, dobrze przeczytaliście. Maszyna do "pirożków" to dzieło twórców Kałasznikowa.
Obrazek powyżej to logo dopalacza o nazwie Kalashnikov- z resztą zobaczcie sami . Niezły pasztet się zrobił przez te "artykuły kolekcjonerskie" wiec nasz kochany premier (Donaldzie, pozdrawiam) postanowił  ukrócić zbrodniczy narkobiznes. Sklepy najechał sanepid a Davida  Bratko w mediach okrzyknięto "królem duposraczy" -przy okazji chłopak ma darmową reklamę. Na dokładkę  Palikot złożył partie Dlaczego nikt nie zauważa jak te wydarzenia zbiegają się czasowo z rocznicą "afery hazardowej"? Ciągle niewyjaśnionej jednak doskonale zatuszowanej. Wszędzie jednak trąbią tylko o dopalaczach- zwariować można. Dlatego zamawiając pasztecika pozwoliłem sobie na mały żarcik -Pasztecika z tajfunem poproszę- z uśmiechem  rzekłem do bufetowej. Nie złapała żartu. Cóż, może przejdę do recenzji żarcia. Ciasto drożdżowe nadziewane mielonym zwierzęciem po prostu rozpływa się w ustach.  Danie jakże typowe dla Szczecina- tłuste tanie i na szybko. Jeżeli ktoś jest głupi i nie je mięsa, może sobie nadziać paszteta kapustą z grzybami bądź serem z pieczarkami. Krokiet serwowany jest zazwyczaj z  mocno przyprawionym czerwonym barszczem- którego nie radzę mieszać z wódką. Ten nasz koleś spróbował i zrobiła się chryja. Anyway, wszystkie pasztety kosztują tyle samo- 2,40 zł. Na czas  obchodów 41 lecia lokalu cena zostanie obniżona do 1,90. Gdyby tak było na co dzień, pisalibyśmy bloga o pasztecikach a nie kebabach. Nero jednak żeby się najeść potrzebuje cztery takie paszteciki. Razem to wychodzi 9,60.  Po drugiej stronie ulicy jest Zozan. Płacąc 9 zeta  tam  otrzymacie masaż podniebienia baraniną, po którym piękne turczynki* snić wam się zaczną po nocach. Dla mnie to nieporównywalnie lepsza opcja. Kończąc zaprawdę powiadam  Wam , najlepsze dopalanie ma F-16 Fighting Falcon.


pozdrawiam wszystkich kolekcjonerów kebabów



*po paszteciku śniła mi się tylko brzydka jak noc bufetowa 

 RepTail wypala:
"Wypalę już na wstępie- informacja o planach naszego rządu związanymi z produktami kolekcjonerskimi była przygnębiająca. Z żalem spojrzałem na zawartość mojego klasera wypełnionego owymi produktami. Nadszedł czas pozbycia się rzeczy które niedługo będą nielegalne. Wyciągnąłem losowo wybraną saszetkę - "Blue Gienie". Po zutylizowaniu zawartości zgodnie z instrukcją wyruszyłem na spotkanie z Nero i jego gościem. Powoli rzeczywistość zaczęła nabierać kolorów, a perspektywa wyginać się. Gdy Nero chciał poczęstować mnie mirindą wybuchłem śmiechem gdyż jego głowa zaczęła się deformować, jakbym bawił się photoshopem.
N: Ćpałeś, chamie!
R(brechtając): Nieprawda, tylko utylizowałem swoją kolekcję
Nero i jego kompan byli już nieźle wcięci i chyba nie bardzo sami wiedzieliśmy gdzie zmierzamy. Błądząc tak po ulicach nagle ujrzałem wehikuł czasu - "Pasztecik", doznałem  odpalenia. Nagle znowu poczułem się jak mały chłopiec, a niebieskie słoniki skakały...taaak...
Chłopakom wcisnąłem jakąś ściemę, że 40 lat pasztecika etc. Chwiejnym wykręconym krokiem weszliśmy do środka.Mój zmysł wzroku został zbombardowany psychodelicznymi naściennymi mozaikami, które zaczęły pływać w przestrzeni. Poczułem się jak bohater Las Vegas Parano(ja). Zachowując resztki przytomności, w momencie kiedy kasjerka zmieniła się w goblina, zdążyłem wyartykułować: Dwa paszteciki i barszcz po czym chwyciłem z jej oślizgłych łap paragon i błądząc w labiryncie stolików dotarłem do okienka. Błyskawicznie pochwyciłem co moje i usiadłem przy najbliższym wolnym miejscu. Po chwili dołączył Nero i współtowarzysz. Barszyk był bez wyrazu, chyba jego molekuły nie współpracowały z moim nad wyraz wyspecjalizowanym zmysłem słuchu. Z resztą w smaku też nie powalał. Natomiast paszteciki, już sam ich widok sprawiał przyjemność moim zmysłom. Złocista panierka o szorstkiej fakturze wspaniale stymulowała mój węch. Wziąłem kęs, zęby przechodząc przez kolejne warstwy świetnie przyrządzonego ciasta na głębokim tłuszczu dotarły do świetnego mięsnego nadzienia. W tym momencie przed oczami ujrzałem całe 40 lat pasztecika, to było traumatyczne doświadczenie, czego skutkiem było to że sie zadławiłem i Nero musiał mnie reanimować. A pasztecik i tak był zimny."
Ocena: filetowa nutka / okrąglasty zielony.

Wasz wypalony
RepTail
PS Dopalacze to Zuo i niedobro.

1 komentarz:

  1. Trafne, prześmiewcze podsumowanie problemu dopalaczy: rząd odfajkował "spektakularną likwidację dopalaczy", premier Tusk stał się "pogromcą kolekcji", "narodowym Tajfunem" że się tak wyrażę. W efekcie PO upiecze 2 pieczenie na jednym ogniu: odnotuje zwiększone poparcie wśród Polaków zarazem odwracając uwagę opinii publicznej od istotniejszych kwestii. Np. podsumowania pierwszej rocznicy rządów Platformy-a to wypada negatywnie. Fatalne wykorzystanie funduszy unijnych to jeden z dowodów na to, że aktualnie rządząca ekipa jest kolejną z tych co zamiast budować przyszłość tylko marnuje czas i pieniądze uczciwych zjadaczy kebabów. Ale za to mamy Orliki...

    pozdrawiam serdecznie redakcję

    Marcin Kowalski


    PS komentowanie polityki przy kebabie jest genialne odstresowywujące!

    OdpowiedzUsuń